Putin stara się wszelkimi środkami zapobiec jej pogorszeniu, czyli takiemu rozwojowi wypadków, który łatwo mogłby się przerodzić w kolejną "wojnę z powodu błędnych kalkulacji". Jego działania w ciągu ostatnich tygodni to osobiste kontakty dyplomatyczne z rządem Syrii, jak też z tzw. opozycyjną Syryjską Radą Narodową, intensywne rozmowy dyplomatyczne z rządem Erdogana w Turcji oraz rozmowy za zamkniętymi drzwiami z prezydentem Obamą oraz bezpośrednie z premierem Izraela, Benjaminem Netanyahu.

Syria, wbrew obrazowi, który maluje większość zachodnich mediów, to stare, wieloetniczne państwo świeckie, w którym panuje tolerancja religijna; prezydentem jest alawita, ożeniony z sunnitką. Sekta alawitów to odłam islamu szyickiego. Kobiety nie są tu zmuszone do noszenia chust i cieszą się stosunkową swobodą, szczególnie jeśli przyłożyć sunnicką "miarkę", np. w Arabii Saudyjskiej kobiety nie mogą mieć nawet prawa jazdy. Ludność Syrii to mieszanina alawitów, druzów i Kurdów, sunnitów i ortodoksyjnych chrześcijan, Ormian. Jeśli reżim al-Asada upadnie, to – jak przewidują eksperci – podobnie jak w Egipcie, pojawią się mroczni sunnici (jak w Arabii Saudyjskiej), czyli Bractwo Muzułmańskie jako dominująca zorganizowana siła polityczna. Scenariusz taki jest niechętnie widziany tak samo w Tel Awiwie, jak i w Rosji czy Chinach [1].

Według oceny Gajendry Singh, emerytowanego hinduskiego dyplomaty, który pracował wiele lat na Bliskim Wschodzie i bardzo dobrze zna realia etniczne w Syrii, jeśli alawicki rząd mniejszościowy al-Asada upadnie, kraj pogrąży się w krwawych walkach. Mogą one pochłonąć tyle ofiar, że przy nich dotychczasowa liczba ofiar konfliktu, szacowana na 17 tys. osób, będzie wyglądać jak preludium. Singh ocenia, że "Klęska panującego reżimu Assada doprowadzi do masakr alawitów, szyitów, chrześcijan, a nawet Kurdów i druzów. W sumie 20% dwudziestomilionowej ludności." [2].

To ok. 4 mln Syryjczyków. Nad tym powinni się zastanowić ci ludzie na Zachodzie, którzy hołubią ponurą i podejrzaną opozycję – Syryjską Radę Narodową – zdominowaną przez złowieszcze Bractwo Muzułmańskie i zbrojną opozycję – Wolną Armię Syryjską, w których, o czym donosi nawet New York Times, aż huczy od podziałów i pęknięć. Co więcej, jeśli konflikt nabierze charakteru takiej krwawej łaźni, jak to było w Libii, rewolucja wkrótce rozleje się na Turcję. Wybrzeże Syrii zamieszkuje znaczna liczba alawitów, podobnie w tureckich prowincjach Hatay i Antakyi.

Oddzielić prawdę od fikcji w Syrii to sprawa niemalże beznadziejna. Media mają ograniczone możliwości a rzecznicy opozycji kłamią [3]. Dziennikarz brytyjski twierdzi, że rebelianci z rozmysłem wystawili go na śmiertelne niebezpieczeństwo, by potem wykorzystać tę sytuację propagandowo i winę zrzucić na rząd. Główny korespondent brytyjskiego Channel 4 News, Alex Thomson opowiedział AP, jak rebelianci pozostawili go w okolicach granicy z Libanem, na ziemi ’niczyjej’, gdzie mógł zginąć z rąk sił rządowych [4]. A teraz przykład bezczelnej manipulacji politycznej. BBC ostatnio została ’złapana’ na publikacji fotografii, która rzekomo przedstawiała masakrę w Huli z 25. maja 2012, gdzie zginęło 108 osób, w tym 49 dzieci. Okazało się później, że zdjęcie to zrobił włoski fotograf, Marco Di Lauro – w Iraku w 2003 r. [].

Stawką na tej politycznej szachownicy jest ni mniej, ni więcej niż być albo nie być Syrii jako suwerennego narodu, bez względu na wszystkie jego wady. Co więcej, w ostatecznym rachunku dotyczy to także przetrwania Iranu, Rosji i Chin jako niepodległych państw, a także innych państw BRICS – Brazylii, Indii i RPA. Gra toczy się o przetrwanie cywilizacji jaką znamy oraz o uniknięcie wojny światowej, która zniszczyłaby nie dziesiątki milionów jak 70 lat temu, ale miliardy.

Syryjska stawka Rosji

Putin narysował głęboką linię na piasku wokół przetrwania al-Asada i Syrii jako stabilnego państwa. Mało kto zadaje pytanie, dlaczego Rosja ostrzega przed potencjalną wojną światową, jeśli Waszyngton nalega na natychmiastową zmianę władzy w Syrii. Otóż nie dlatego, że Rosja zamierza forsować swoja politykę imperialną na Bliskim Wschodzie. Nie jest to możliwe, nawet gdyby Rosja tego chciała – jest zbyt słaba militarnie i ekonomicznie. Chodzi raczej o zachowanie portowego dostępu do Morza Śródziemnego, a więc o śródziemnomorski port w Tartusie, jedyną pozostałą Rosji bazę wojskową poza obszarem dawnego ZSRR. W wypadku ostatecznej rozgrywki z NATO baza miałaby dla Rosji znaczenie strategiczne.

Jednak istnieje jeszcze coś ważniejszego dla Rosji. Putin i minister spraw zagranicznych Rosji, Siergiej Ławrow postawili sprawę jasno: jeśli USA i NATO podejmą akcję militarną wobec reżimu al-Asada, konsekwencje będą olbrzymie. Zaufane źródła w Damaszku mówią o obecności co najmniej 100 tys. rosyjskich "doradców technicznych" w Syrii. To sporo, a rosyjski frachtowiec przewożący wyremontowane rosyjskie helikoptery Mi-25 jest podobno w drodze do Syrii, podczas gdy kilka dni wcześniej do Tartusu wyruszyła flotylla Rosji na czele z niszczycielem "Admirałem Czabanienko".

Wcześniejsza próba odesłania wyremontowanych helikopterów do Syrii, (która wcześniej je przecież nabyła) została w czerwcu udaremniona – statek zatrzymano u wybrzeży Szkocji. Teraz Moskwa oświadczyła, że nie będzie tolerować żadnego wtrącania się w jej wymianę z Damaszkiem. Rzecznik Ministerstwa Obrony Rosji, Wiaczesław Dzirkaln oznajmił: "Wyślemy flotyllę po to, aby zagwarantować bezpieczeństwo naszych statków, by zapobiec ewentualnej blokadzie. Przypominam: nie ma limitów." [6].

Tymi słowy Moskwa oświadczyła, że gotowa jest zmierzyć się z XXI w. wersją kryzysu kubańskiego z 1962 r., jeśli NATO będzie niemądrze naciskać na zmianę reżimu w Damaszku. Jak się okazało, tzw. demokratyczna opozycja w Syrii jest zdominowana przez Bractwo Muzułmańskie, organizację raczej słabo znaną z multietnicznych tendencji demokratycznych.

Zwycięstwo w Syrii tej wspieranej przez USA organizacji, jak uważa Moskwa, spowoduje falę destabilizacji w Azji Środkowej, która dotrze do republik byłego Związku Radzieckiego. Chiny również są bardzo narażone na takie niebezpieczeństwo. Wystarczy wspomnieć niedawne krwawe zamieszki z udziałem organizacji muzułmańskich w bogatej w ropę prowincji Xinjiang Uyghur, sponsorowane po cichu przez USA [7].

Rosja trzyma się razem z Chinami, odkąd oba te kraje wpadły w katastrofalną pułapkę i powstrzymały się od głosu w sprawie rezolucji USA w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Rezolucja ta otworzyła drzwi dla NATO i spowodowała zniszczenie nie tylko Muammara Kaddafiego ale i samej Libii jako funkcjonującego kraju. Autor tego artykułu rozmawiał osobiście w Moskwie i Pekinie z dobrze poinformowanymi osobami i pytał, jak mogło dojść do tak krótkowzrocznego kroku w sprawie Libii. Tak, oba kraje były krótkowzroczne, zanim zrozumiały, że dalszy postęp programu Waszyngtonu, nazywanego przez Georga W. Busha Projektem Większego Bliskiego Wschodu, jest sprzeczny z narodowymi interesami zarówno Rosji, jak i Chin. Stąd więc żelazny opór wobec programu NATO w Syrii. Rosja i Chiny trzykrotnie użyły prawa weta w sprawie sankcji wobec Syrii – ostatnio 19 lipca.

Putin i Ławrow nalegają na ścisłe przestrzeganie planu pokojowego Kofi Annana. Wbrew temu co Waszyngton chciałby w nim widzieć, plan ten nie wzywa do zmiany reżimu, a raczej do negocjacji i do zaprzestania walki przez obie strony, do zawieszenia broni.

Janusowe oblicze Waszyngtonu

Ci, którzy chcą natychmiastowej zmiany reżimu w Syrii, tworzą dziwaczną koalicję: Waszyngton i jego europejscy wasale ("vassal states" jak Zbigniew Brzeziński nazywa europejskich członków NATO) [8] oraz Arabia Saudyjska. Tę ostatnią mało kto "oskarżyłby" o bycie wzorem demokracji. Innym krajem, który gra przeciwko Damaszkowi jest Katar, udziela on schronienia żołnierzom amerykańskich oraz stanowi źródło propagandy pronatowskiej (poprzez kanał tv Al-Jazeera). Turecki rząd Turcji premiera Erdogana zapewnia szkolenie i przygotowanie uzbrojonych najemników i innych chętnych do przekroczenia granicy z Syrią.

Turecki myśliwiec, który naruszył przestrzeń powietrzną Syrii, leciał prowokacyjnie nisko, najwidoczniej chcąc wywołać syndrom "Incydentu Tonkińskiego" i doprowadzić do interwencji NATO a’la Libia. Zabieg ten zakończył się fiaskiem; wydano oświadczenie, że "żadnych śladów materiałów wybuchowych ani substancji łatwopalnych na szczątkach samolotu wydobytych z morza nie znaleziono". Erdogan zmuszony był zmienić front, więcej nie użył wyrażenia samolot "zestrzelony przez Syrię", zamiast tego mówił "nasz samolot, który Syria, jak twierdzi, zniszczyła" [9]. Kilka miesięcy temu NATO ustanowiło centrum dowodzenia i kontroli w Iskenderun, w tureckiej prowincji Hatay, w pobliżu granicy z Syrią, w celu organizacji, szkolenia i zbrojenia tylko i wyłącznie Wolnej Armii Syryjskiej [10]. Administracja Obamy nie chcąc wybuchu wojny przed wyborami w USA w październiku, podobno nakazała Erdoganowi na razie "to ostudzić".

Większość ludzi na Zachodzie czerpie swoją wiedzę o sprawach świata, czytając z nabożeństwem Washington Post lub oglądając CNN, czy BBC. Są oni święcie przekonani, że konflikt w Syrii to klarowny przypadek walki "tych dobrych" (to tzw. Syryjska Rada Narodowa i jej rozwydrzona namiastka Wolna Armia Syryjska) przeciwko "tym złym" (to dyktator al-Asad i jego siły zbrojne). Przez ponad rok zachodnie media kręciły filmy i robiły zdjęcia, niektóre, jak wspomniano, nawet nie w Syrii, głosząc, że niewinni, nieuzbrojeni i demokratycznie nastawieni cywile są bestialsko masakrowani przez siepaczy reżimu. Nigdy nie wyjaśniły jak udało się Assadowi zachować swój największy atut, to znaczy poparcie większości Syryjczyków przeciwko mieszaniu się obcych sił w wewnętrzne sprawy Syrii.

Wielu dziennikarzy przebywających w Turcji i Syrii, w tym Russia Today, twierdzi, że od początku "pokojowa opozycja demokratyczna" cały czas jest zaopatrywana w broń i szkolona, często w obozach po tureckiej stronie granicy. Profesor Ibrahim Alloush z uniwersytetu w Jordanie powiedział RT: "Broń przemycana jest w dużych ilościach. Jest jasne, że rebelianci otrzymują broń z zagranicy, a syryjska telewizja prawie codziennie pokazuje broń przeszmuglowaną z m.in. Libanu i Turcji. Skoro rebeliantów popiera Rada Zatoki Perskiej i NATO, to można spokojnie stwierdzić, że otrzymują oni broń i wsparcie finansowe z tych samych źródeł, które oferują im wsparcie polityczne" [11].

Jeden z tureckich dziennikarzy, który właśnie powrócił z objazdu po Syrii, opowiadał o ujęciu małej grupy bojowników "opozycji". Ów mówiący biegle po arabsku dziennikarz był bardzo zaskoczony, gdy usłyszał od przywódcy tej grupy pytanie, dlaczego ci, którzy go schwytali, mówią po arabsku. Gdy odpowiedziano mu, że mówią oni w swoim rodzimym języku, wykrzyknął: "Ale przecież powinniście mówić po hebrajsku, jesteście przecież w armii izraelskiej, prawda?"

Krótko mówiąc – najemników szkolono błyskawicznie na pograniczu turecko-syryjskim, dawano kałasznikowa i parę dolarów i kazano toczyć dżihad z wojskiem izraelskim. Oni nawet nie wiedzieli, z kim walczyli. Najemnicy z Afganistanu i finansowani przez Arabię Saudyjską, w tym członkowie Al-Kaidy, stanowią "opozycję demokratyczną" dla legalnej władzy al-Asada.

Nawet New York Times był zmuszony przyznać, że CIA przesyła broń dla opozycji w Syrii. "Według amerykańskich oficjeli i oficerów wywiadu arabskiego, ’oficerowie CIA przeprowadzają tajne operacje w południowej Turcji, pomagając sojusznikom zdecydować, którzy opozycjoniści otrzymają broń, by walczyć z rządem Syrii. Broń, w tym karabiny automatyczne, granatniki przeciwpancerne, amunicja i broń przeciwczołgowa, była przewożona głównie przez granicę turecką przy pomocy mętnej siatki pośredników, w tym syryjskiego Bractwa Muzułmańskiego, opłacanej przez Turcję, Arabię Saudyjską i Katar." [12].

Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża konflikt w Syrii traktuje jak wojnę domową [13]. Peter Wallensteen, czołowy naukowiec z Uniwersytetu w Uppsali, kierownik Programu Danych nt. Konfliktu w Uppsali powiedział: "To jest w coraz większym stopniu umiędzynarodowiona wojna domowa i, jak wiemy z historii, tym bardziej umiędzynarodowiona, im dłużej trwa... to wojna domowa, lecz tyle broni dostaje się tam z zewnątrz, że właściwie jest to umiędzynarodowiona wojna domowa" [14]. Według Mary Ellen O’Connell, szanowanej badaczki, profesor prawa i sporów międzynarodowych na Uniwersytecie Notre Dame: "Oświadczenie Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża oznacza, że reżim Assada ściera się ze zbrojną opozycją, zgodnie z prawem wobec tego, ma prawo do odpowiedniej reakcji (...)" [15].

Podczas gdy Departament Stanu USA głosi wszem i wobec swoje poparcie dla "demokracji" i żąda ustąpienia al-Asada oraz uznania, podejrzanej i podzielonej, opozycyjnej Syryjskiej Rady Narodowej, grupy emigrantów zdominowanej przez Bractwo Muzułmańskie, Rosja sprawnie pracuje na ’froncie’ dyplomatycznym nad opóźnieniem marszu Zachodu w kierunku wojny.

Sprytna dyplomacja Putina

Jak tylko Putin ponownie zaczął urzędowanie jako prezydent Rosji, 7 maja, uruchomił kompleks misji dyplomatycznych w celu „rozbrojenia” a może i „wykolejenia’” waszyngtońskiego planu dotyczącego Syrii. 16. lipca przyjął Kofi Annana, gdzie powtórzył, że Moskwa nieodmiennie popiera Pokojowy Plan Annana [16]. Plan ten nie zawiera żądania ustąpienia al-Asada przed zawieszeniem broni, wbrew temu co Hillary Clinton powtarza, oczywiście po zapewnieniach, że USA również Plan Annana popierają. Wzywa on do dyplomatycznego rozwiązania konfliktu. USA widocznie takiego rozwiązania nie chcą. Żądają zmiany reżimu i chcą wojny w podzielonym świecie muzułmańskim.

Moskwa i Pekin chcą zapobiec chaosowi rozprzestrzeniającemu się z Syrii. 19 lipca znów zablokowały rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ, ponieważ otwarłaby ona drogę do interwencji militarnej w Syrii, tak jak to się stało w przypadku Libii. Projekt rezolucji przygotował brytyjski minister spraw zagranicznych, William Hague. Rezolucja głosiła, że rząd Syrii ma w ciągu 10 dni wycofać ciężką broń z rejonów miejskich, a oddziały wojska mają znaleźć się w koszarach. Nie było wcale mowy o rozbrajaniu Wolnej Armii Syryjskiej. Waszyngton twierdził, że interesowały go tylko sankcje dyplomatyczne i ekonomiczne, nie militarne. Oczywiście. Hmmm...

Putin ma duże zdolności wywierania nacisku. Premier Turcji Erdogan odwiedził Moskwę jeszcze przed 19 lipca, by przedyskutować sprawę Syrii z Putinem [17]. Turcja jest drugim co do wielkości odbiorcą rosyjskiego gazu ziemnego, ok. 80% ich gazu pochodzi z Gazpromu [18]. Strategia Turcji to odgrywanie kluczowej roli w przepływie gazu z Eurazji, Bliskiego Wschodu, do Europy, który uzależniony jest od gazu z Rosji i Iranu. Rok temu podpisano umowę na 10 mld USD między Iranem, Irakiem i Syrią, dotyczącą budowy rurociągu rozciągającego się od wielkiego złoża Południowy Pars w Iranie przez Irak, Syrię i dalej, do Turcji, a następnie połączonego z Europą [19].

Putin odwiedził także Tel Aviv i 21 lipca spotkał się premierem Bibi Netanyahu [20]. Rosyjskie wpływy w Izraelu nie są nieznaczące. Od czasu rozpadu Związku Radzieckiego dziesiątki tysięcy Rosjan, w większości Żydów, wyemigrowały do Izraela. Ostatecznie więc Izrael nie może nadmiernie cieszyć się z perspektywy objęcia rządów w sąsiedniej Syrii przez Bractwo Muzułmańskie. Niewiele znamy szczegółów tej rozmowy, jednak jasne jest, że przesłanie Putina jest takie: "Zniszczona, zdezorientowana i złamana Syria nie pomoże Izraelowi. Bractwo Muzułmańskie w Syrii to najlepiej, po Egipcie, działająca taka organizacja” – tak twierdzi były ambasador Indii, K. Gajendra Singh [21].

11 lipca Putin i Ławrow zaprosili „na rozmowy” do Moskwy Abdela Basseta Saydę, nowego przywódcę Syryjskiej Rady Narodowej. Sayda, pochodzący z syryjskich Kurdów, który przez 20 lat mieszkał w Szwecji, jest zagadkową figurą. Jako rzecznik opozycji, z kurdyjskiej mniejszości w Syrii, z niewielkim albo właściwie bez doświadczenia politycznego wydaje się być wybrany na to stanowisko, by ukryć dominującą rolę Bractwa Muzułmańskiego w Radzie. Rosja miała oświadczyć Saydzie, że jakiekolwiek próby obalenia al-Asada będą blokowane i że opozycja musi stosować się do Planu Annana. Sayda oznajmił, że nie ma mowy o żadnych negocjacjach dopóki al-Asad nie odejdzie ze stanowiska [22].

Istnieją pewne sygnały, że doszło do cichego porozumienia między Putinem i Obamą, a mianowicie, że nie dojdzie do wojny zanim nie odbędą się wybory w USA (w październiku). Rosja ostatnio zgodziła się ponownie otworzyć swoje linie zaopatrzenia dla żołnierzy amerykańskich w Afganistanie. W tym samym czasie Waszyngton zaaranżował „przeprosiny” za ofiary ataku amerykańskiego drona wśród cywilów w Pakistanie [23].

Pepe Escobar, dziennikarz i podróżnik, podsumował niedawno tę ponurą sytuację: "Turcja nadal będzie bazą logistyczną dla najemników z „wyzwolonej’ Libii, Arabii Saudyjskiej, Iraku i Libanu. Saudowie nadal będą finansować ich zbrojenie. A Waszyngton, Londyn i Paryż będą kontynuować taktykę nastawioną na melodię sankcji, czyli długą grę wstępną przed atakiem NATO na Damaszek. Nawet jeżeli zbrojna opozycja nie opanowała żadnych znaczących obszarów w Syrii, należy oczekiwać, że najemnicy uzbrojeni przez Arabię Saudyjską i Katar będą coraz bardziej brutalni. Należy się spodziewać, że (znie)Wol(o)na Armia Syryjska będzie przeciągała walki przez długie miesiące, jeśli nie lata. Najważniejsze jest, czy dotrze zaopatrzenie - jeśli nie z Jordanu, to na pewno z Turcji i Libanu." [24].

[1David Harding, "How a meeting of the Muslim Brotherhood offers new hope to Syria’s rebels," The Daily Mail, 18 July 2012.

[2Gajendra Singh, "Syria: An update on internal, regional and international standoff," 18 July, 2012, email to author.

[3NATO preparing vast disinformation campaign”, by Thierry Meyssan, Komsomolskaïa Pravda, Voltaire Network, 11 June 2012.

[4Raphael Satter, "UK journalist Syria rebels led me into death trap,"Associated Press, June 8, 2012. Por.: http://www.geopolityka.org/syria-2012/1514-syryjscy-rebelianci-wystawili-brytyjskiego-korespondenta – przyp. red.

[5Richard Lightbown, "Syria: Media Lies, Hidden Agendas and Strange Alliances," Global Research, June 18, 2012.

[6Tom Parfitt, Russian ship with helicopters for Syrian regime sets sail again, The Telegraph, 13 July, 2012.

[7“Washington is Playing a Deeper Game with China”, by F. William Engdahl, Voltaire Network, 13 July 2009.

[8The vassal quote by Zbigniew Brzezinski: "...To put it in a terminology that harkens back to the more brutal age of ancient empires, the three grand imperatives of imperial (American-ed.) geostrategy are to prevent collusion and maintain security dependence among the vassals, to keep tributaries pliant and protected, and to keep the barbarians from coming together.", The Grand Chessboard: American Primacy And It’s Geostrategic Imperatives , 1997, p. 40.

[9Adrian Blomfield, Syria: Turkey jet crash may have been accident,The Telegraph, 12 July, 2012.

[10Pepe Escobar, "Why Turkey won’t go to War with Syria," Voltaire Network, July 8, 2012.

[11RT, "Syrian opposition getting ’daily shipments’ of arms", 8 February, 2012.

[12Eric Schmitt, "CIA Said to Aid in Steering Arms to Syrian Opposition," The New York Times, June 21, 2012.

[13Mariam Karouny and Erika Solomon, Syrian forces surround rebels fighting in capital, Reuters, July 16 2012.

[14Victor Kotsev, "Chaos in Syria overshadows rebels’ hopes," Asia Times, July 18, 2012.

[15Ibid.

[16AFP, "Russia’s Putin to meet Annan for Syria talks," 15 July 2012.

[17RiaNovosti, "Putin Meets Turkey’s Erdogan Ahead of UN Syria Vote,," 19 July 2012.

[18F. William Engdahl, "The Geopolitical Great Game: Turkey and Russia Moving Closer," Voltaire Network, 1 March 2009.

[19Pepe Escobar, op. cit.

[20AFP, op. cit.

[21K. Gajendra Singh, Will Putin’s Israel Visit Calm Middle East Tempest?, TARAFITS, June, 2012.

[22RT, "Syrian National Council in Moscow for first-ever talks," 11 July, 2012.

[23Pepe Escobar, op. cit.

[24Ibid.